Ostatnio z łamów "Gazety Polskiej Codziennie" powiało optymizmem. W związku z iście gierkowskim stylem pokazowego objazdu po Polsce premiera Tuska zaczęły się rozważania, o co tu właściwie biega. Wielu komentatorów nie ma wątpliwości - chodzi o rozpaczliwą próbę odbudowania poparcia i zaufania społecznego. "W ostatnich miesiącach obserwujemy wyraźny spadek poparcia nie tylko PO, ale także premiera i rządu. W tym kontekście [kpin z gospodarczych wizyt - przyp. T.K.] ktoś z piarowców zwyczajnie nie pomyślał" - mówi dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Podobne opinie, zarówno fachowców jak i zwykłych blogerów można przeczytać też na łamach innych gazet i na portalach internetowych.
Oczywiście, mainstreamowe media ciągle przekonują nas uparcie o spadających notowaniach PiS. Spada tak i spada od 2007 r., a może nawet i od 2005 i gdyby to była prawda, to już dawno poparcie to przebiło by skorupę ziemską, przeszło przez płaszcz naszej planety jak przez masło i zatrzymało się dopiero w jądrze Ziemi, czyli jakieś 6350 km pod naszymi nogami. Ale że nie tylko Kuczyński czy inny Lis straszy Prawem i Sprawiedliwością, to logiczne jest, że to bzdura, bo bytem nieliczącym się w politycznej rozgrywce straszyć się nie da.
Ze spadkami poparcia dla PO jest inaczej. One się zdarzają, ale tylko wtedy gdy Tusk robi coś, co nie podoba się rządzącemu Polską Towarzystwu. Potem, gdy premier się zreflektuje, poparcie znowu rośnie.
Tak czy siak, nadmiernym optymistą bym nie był. Jest bowiem w przestrzeni społecznej zjawisko, które na swój własny użytek nazwałem "syndromem Kalibabki".
Pamiętacie Państwo nakręcony u schyłku PRL serial telewizyjny "Tulipan"? Była to opowieść oparta luźno na prawdziwych zdarzeniach; o działalności oszusta Jerzego Kalibabki. Chyba największa afera kryminalno-obyczajowa tamtych czasów. Kalibabka - młody, przystojny, o czarującym usposobieniu - uwodził kobiety, wmawiając im, że bardzo je kocha, że chce się ożenić - itd. A kiedy już jedna czy druga niewiasta ulegała mu i obdarzała pełnym zaufaniem - znikał, oczywiście wraz z pieniędzmi, biżuterią i wszystkim co mógł zagarnąć. Po czym namierzał inną naiwną - i zaczynało się od początku. On sam twierdził później - może się przechwalał - że "zbajerował" w ten sposób ponad 2000 kobiet! Był bardzo sprytny i milicja nie mogła go złapać. W końcu, w 1984 r., powinęła mu się noga. Dostał piętnaście lat.
Najciekawsze w tej historii jest jednak to, że wiele jego ofiar nadal darzyło go miłością. Odwiedzały go w więzieniu, przysyłały paczki, pisały miłosne liściki. Te głupie baby były święcie przekonane, że może to jakaś pomyłka, że może i oszukał, ale przecież odda, że trzeba dać mu szansę, etc.
Niedawno znajoma opowiadała mi o kolegach męża z pracy. Firma telekomunikacyjna. Mąż nie rozmawia z nimi o polityce, bo to wszystko betonowy elektorat PO. Nawet im jednak puściły nerwy, gdy, jako fachowcy, przeczytali o 23 kartach SIM ofiar Smoleńska, które po rozwaleniu prezydenckiej maszyny 10 kwietnia 2010 r. zalogowały się w Rosji. "I to ukrywano! I rząd nic z tym nie zrobił" - pienili się. Gdy jednak mąż znajomej zapytał - no to na kogo teraz będziecie głosowali? - popatrzyli po sobie i odparli po chwili - jak to... na PO przecież. No bo żeby ten Kaczor wrócił do władzy?
Syndrom Kalibabki w całej swojej krasie.
Niestety, są tacy, którzy po prostu lubią być... hm, delikatnie mówiąc - wykorzystywani.
Tomasz Kowalczyk
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.