Dowcipy o Radiu Erewań mogłyby zapełnić kilka opasłych tomów, więc przytoczę tylko jeden z moich ulubionych. Do R.E. dzwoni słuchacz i pyta: Czy to prawda, że poeta Majakowski popełnił samobójstwo? R.E. odpowiada: Tak, to prawda. Nasz korespondent zanotował nawet jego ostatnie słowa - "towarzysze, nie strzelajcie!".
Przypomniał mi się ten dowcip, bo w sobotę, po tym jak usłyszeliśmy o tzw. samobójstwie generała Sławomira Petelickiego, kolega wyskoczył natychmiast z innym dowcipem. Wiem, to niesmaczne opowiadać kawały po czyjejś śmierci, ale pikniki z grillem w pięknych okolicznościach przyrody rządzą się swoimi własnymi prawami. No a temat sam się narzucał.
Otóż pewna starsza pani ginie tragicznie w swoim mieszkaniu. Sędzia mówi do jej zięcia: proszę opisać własnymi słowami przebieg zdarzenia. Facet odpowiada: Wysoki sądzie, był to nieszczęśliwy wypadek. Teściowa zaprosiła mnie na obiad. Potem na deser zjedliśmy po bananie, tylko że teściowa nie zauważyła, że skórkę od banana upuściła na podłogę. Następnie teściowa wyszła do kuchni i wróciła z bardzo ostrym nożem, którym chciała pokroić ciasto. I niestety stanęła na tej skórce, poślizgnęła się i upadła, no i nadziała się na ten nóż. I tak było z sześć czy siedem razy
Różni ludzie w różnych okolicznościach różne popełniali samobójstwa. Taki np. dr Goebbels zginął tak podle, jak żył. Wymordował swoje dzieci, żonie dał truciznę i sam też łyknął. Wcześniej napisał ostatnie dzieło swego ohydnego życia - własny komentarz do testamentu Hitlera.
Bywały też samobójstwa, można chyba tak powiedzieć, sympatyczne Popularny ongiś komediopisarz Michał Bałucki (ma ładny pomniczek na tyłach Teatru Słowackiego) pewnej deszczowej i mglistej nocy poszedł na krakowskie Błonia i tam strzelił sobie w łeb. I to dwa razy. Ale dlatego, że pierwszy strzał to był strzał w powietrze: Bałucki po prostu skrupulatnie sprawdził, czy rewolwer się nie zaciął. Błonia, deszcz, wiatr i mgła, śmiertelny wystrzał - to ma swój klimat; istotnie, bardzo w stylu Młodej Polski.
Albo George Eastman. Bliski jest mi ten człowiek z racji mojego zawodu. Zrewolucjonizował fotografię stosując błony zwojowe; skonstruował przenośny, lekki i praktyczny aparat (wcześniej były to wielkie i ciężkie pudła i zdjęcia robiło się tylko ze statywu); założył po dziś istniejącą firmę Kodak. Jej slogan reklamowy brzmiał: "Naciśnij spust, a my zrobimy całą resztę", bo wymyślił sieć punktów usługowych do których zanosiło się zdjęcia do wywołania. Odtąd fotografią mógł się zajmować każdy. Pewnego dnia przyszedł do biura, siadł w fotelu i nacisnął spust - tyle że nie aparatu. Pozostawił taki list pożegnalny: "Moja praca została wykonana, po co czekać dalej?".
Generał Petelicki rzekomo się zastrzelił. Człowiek pozujący na przedwojennego, iście piłsudczykowego oficera, mający - czego nie mówić o jego przeszłości - klasę, prezencję i elegancki styl, wybrał ni stąd, ni z owąd dziwną, brudną śmierć, śmierć w samotności, w paskudnym garażu, bez pozostawienia listu pożegnalnego, niedługo po rozmowie z ministrem Sikorskim, akurat w tym dniu gdy Polacy rozgrywali swój - jak się okazało - ostatni mecz na Euro, więc wiadomość można było "przykryć" stadionami... Powiem szczerze, z czym mi się to kojarzy: w filmach gangsterskich przy takich okazjach pada klasyczna kwestia - za dużo wiedział.
Nie wierzę w to samobójstwo. Wierzę raczej, że prawdziwe są słowa śp. Janusza Kurtyki kursujące już od paru dni w Internecie (wypowiedziane 6 kwietnia 2010 r.): "Demontaż państwa już się skończył. Teraz będą znikać ludzie".
Tomasz Kowalczyk
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.