• Strona główna
  • Kluby
  • Wydarzenia
  • Multimedia
  • Archiwum
  • Forum dyskusyjne
  • Kontakt
  • Terminy spotkań
  • Tragedia smoleńska-miesięcznice
  • Karta Klubów "GP"
  • Zjazdy
  • GALERIA
  • Fundacja Klubów "Gazety Polskiej"

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ---- ARCHIWUM STAREJ STRONY - ZAPRASZAMY NA NOWĄ STRONĘ KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ:                                                                 www.klubygazetypolskiej.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Problem z "Inką"

Tomasz_Kowalczyk.jpg

Najpierw informacja z Niezależnej.pl: "Stojący w krakowskim Parku Jordana pomnik Danuty Siedzikówny >>Inki<<, zamordowanej przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa, został zdewastowany. Nieznani sprawcy oblali go farbą". I tak dalej.

A teraz wyobraźmy sobie komentarz z Gazety, której nazwy wymieniać nie wolno, ale i tak jedynie słusznej. Nie wiem czy coś w ogóle napisali, ale ja wyobrażam go sobie mniej więcej tak...

* * *

Ja z "Inką" mam problem. Z jednej strony, oblewanie pomników farbą stanowi niewątpliwy akt wandalizmu. Pamiętamy przecież wstrząsającą profanację ossowskiego pomnika Czerwonoarmistów, na którym "nieznani sprawcy" wysmarowali czerwone gwiazdy. Na takie - proszę wybaczyć określenie - chamskie działania nie może być przyzwolenia w przestrzeni publicznej.

Z drugiej strony - zastanówmy się, czy krakowski Park Jordana, służący rozrywce i rekreacji, przeznaczony głównie dla dzieci i młodzieży - powinien być zarazem muzeum pełnym popiersi nierzadko kontrowersyjnych postaci? Czy Park powinien dzielić? Skrajna prawica ma przecież w Krakowie swoje Muzeum Armii Krajowej i czy nie tam powinny być eksponowane pomniki osób zasłużonych dla tej organizacji?

W całej tej sprawie ogromny niesmak budzi we mnie to, że działacze skrajnej prawicy zapowiedzieli złożenie wniosku do prezydenta Krakowa, Jacka Majchrowskiego, o objęcie Parku całodobową ochroną Straży Miejskiej. I na tę ochronę będą musieli złożyć się mieszkańcy podwawelskiego grodu, a nie wszyscy przecież - na szczęście - identyfikują się z wartościami bliskimi Danucie Siedzikównej. A czy nie było by taniej przenieść pomnik w cztery ściany muzealnej sali? Kto chce, może go tam przecież oglądać. Właśnie: tak byłoby taniej i korzystniej. By uniknąć sporów, uniknąć jątrzenia. Niestety, skrajna prawica z PiS na czele po raz kolejny w cyniczny sposób wykorzystała niesmaczne zdarzenie do próby zaistnienia w mediach.

Tak, mam problem z "Inką". Jej przedwczesna i smutna eutanazja zdarzyła się w roku 1946. Nie ostygły jeszcze wówczas popioły w Jedwabnem, a już zdarzył się sprowokowany przez polskich antysemitów straszliwy pogrom kielecki. W całym kraju nacjonalistyczne bandy strzelały do młodych idealistów wprowadzających nowy ład. Pamiętajmy, że w tym czasie dopiero zaczynał się trudny i bolesny, a przecież konieczny okres przekształcania Polski. Sam Adam Michnik mówił, że inteligent mający w pamięci Polskę przedwojenną wiedział, że jest się za co kajać. Oczywiście, prawdą jest - nie uniknięto przy tym szeregu błędów i wypaczeń. Ale stara mądrość powiada, że tylko ten błędów nie popełnia, kto nic nie robi. A działać wtedy trzeba było. Europa powoli zaczynała dźwigać się z gruzów. Widmo faszyzmu wciąż krążyło nad kontynentem. Niektórzy twierdzili wręcz, że Hitler wcale nie popełnił samobójstwa, lecz uciekł gdzieś i nadal knuje zbrodnicze plany, o czym świadczą ówczesne wydania "Wielkiej Encyklopedii Radzieckiej". Nic dziwn""ego, że w takim klimacie postępowano czasem pochopnie, szczególnie wobec osób, które, jak „Inka”, nie potrafiły, nie umiały, a może nie chciały włączyć się w nurt nowego życia.

Ten bolesny, ale zarazem prekursorski okres skończył się w 1956 roku. Odtąd zaistniał ciąg zdarzeń, które doprowadziły Polskę do roku 1989, do obrad Okrągłego Stołu, przy Którym okazało się, że można rozmawiać "jak Polak z Polakiem". I dzięki Któremu Polska jest dziś normalnym, europejskim państwem, pełnym nowoczesnej infrastruktury, sieci autostrad, eleganckich lotnisk; pełnym młodych, pozytywnych ludzi, ufnie patrzących w przyszłość. Państwem wychwalanym w europejskiej prasie, od Berlina po Moskwę.

Czy "Inka" i ludzie z jej formacji byliby zdolni do takiej "okrągłostołowej" wspólnej pracy pro publico bono? Czy potrafiliby przyjąć dłoń wyciągniętą do zgody, czy umieliby usiąść przy jednym stole z Bolesławem Bierutem, Jakubem Bermanem i Stanisławem Radkiewiczem, by - odrzuciwszy na bok wszelkie spory - w spokoju i trosce, koncyliacyjnie debatować o przyszłości tego kraju? Poważnie w to wątpię. Chociaż, może...

Może, lecz nie na pewno. Bo prawda jak zawsze leży pośrodku. Dlatego lepiej będzie, gdy przyjmiemy, że miejsce "Inki" jest w muzeum.

Wolter Cuchnowski

* * *

Felietonik odstąpię jedynie słusznej Gazecie za 100 zł, z tym, że nie pokrywam kosztów manipulacyjnych. Scripsi quod sensi. O NICH.

Tomasz Kowalczyk

1 1 1 1 1 1 1 1 1 1

Biuro Klubów "Gazety Polskiej"



505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków

Layout i wykonanie: Wójcik A.E.