Ze wzgórza pod Krakowem
Lot do nieba
Wczesnym rankiem 10 kwietnia Janusz Krupski pożegnał się z żoną. Wszystkie dzieci jeszcze spały. Ze swojego domu w Grodzisku Mazowieckim, który sam zbudował, wyjechał wprost na lotnisko. Początkowo miał nie lecieć, ale Prezydent Lech Kaczyński dopisał go do grupy osób towarzyszących. W tym samym czasie z kolei ja jechałem do studia Telewizji Polskiej w Warszawie. O godz. 9 miałem komentować na żywo wraz z prof. Andrzejem Paczkowskim i red. Anną Pietraszek uroczystości w Katyniu. Program prowadził Krzysztof Ziemiec. Gdy byliśmy już na wizji, nagle za szybą w studiu zrobiło się bardzo nerwowo. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakaś awaria. Nagle program został przerwany, a na monitorach zaczęła się ukazywać lista osób, które wsiadły do samolotu. Gdy zobaczyłem nazwisko Janusza, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Po pół godzinie program został wznowiony, ale nie za bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Przeżegnałem się jedynie i odmówiłem modlitwę. Zaraz po programie wsiadłem do
samochodu i pojechałem do Grodziska. Dom był otwarty. W dużym pokoju stół był nakryty, ale nie było nikogo. Wszedłem do kolejnego pokoju - tam pośrodku paliła się świeca, a wokół niej siedziała żona Janusza, Joasia, wraz z wszystkimi dziećmi i swoją matką. Obok świecy na taborecie ustawiona była podobizna Janusza, wykonana przez syna Łukasza, studenta sztuk pięknych.
Janusza Krupskiego poznałem w 1978 r., gdy związałem się z niezależnym wydawnictwem "Spotkania", którego on, jako absolwent historii na KUL, był redaktorem naczelnym. W 1980 r. brałem udział w obozie dla osób niepełnosprawnych, zorganizowanym w Małym Cichym na Podhalu przez tworzącą się warszawską wspólnotę "Wiara i światło", nazywaną popularnie "Muminkami". Obóz prowadziła przyszła żona Janusza, Joanna, córka prof. Jadwigi Puzyniny. W wiosce przebywał też Janusz, który codziennie przychodził na spotkania. Mogłem go wówczas lepiej poznać. Był typowym konspiratorem, oszczędny w słowach, opanowany i dobrze zorganizowany. O polityce i historii mógł jednak mówić bez końca. Przez następne lata spotykaliśmy się wielokrotnie zarówno ze względu na sprawy konspiracyjne, jak i działalność wspólnot "Muminków", dla których był prawdziwym przyjacielem.
Po powstaniu "Solidarności" Janusz był koordynatorem Sekcji Historycznej przy Zarządzie Regionu NSZZ "Solidarność" w Gdańsku. Gdy wprowadzono stan wojenny, zdołał uniknąć internowania, ukrywał się. Pamiętam, że wtedy zawsze na szyi nosił różaniec, a przy sobie miał najbardziej potrzebne rzeczy, aby móc w każdej chwili uciec. 22 października 1982 r. został jednak aresztowany, a następnie internowany w Lublinie, gdzie przetrzymywano go do grudnia. Mimo uwolnienia, 21 stycznia 1983 r. został uprowadzony sprzed Pałacu Kultury w Warszawie do Puszczy Kampinoskiej w rejon wsi Truskaw przez trzech funkcjonariuszy Samodzielnej Grupy "D" Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pod dowództwem kpt. Grzegorza Piotrowskiego (późniejszego zabójcy ks. Jerzego Popiełuszki), a następnie dotkliwie poparzony żrącym płynem (doznał poparzeń I i II stopnia).
We wrześniu tego samego roku zawarł ślub z Joanną Puzyną. Uroczystość odbyła się w kaplicy Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Byli bardzo kochającym się małżeństwem. Mieli siedmioro dzieci. Najpierw na świat przyszło po kolei pięciu chłopców, którzy otrzymali imiona apostołów: Piotr, Paweł, Tomasz, Łukasz i Jan. Później urodziły im się dwie dziewczynki: Marysia i Tereska. Pierwszej z nich udzielałem I Komunii św., drugą chrzciłem. Żyli skromnie, tylko z pensji Janusza, ale ich dom był zawsze otwarty dla innych. Często w nim nocowałem, gdy musiałem załatwiać sprawy urzędowe w Warszawie.
W wolnej Polsce Janusz, w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów z opozycji, nie zrobił kariery politycznej. Nie zabiegał też o żadne zaszczyty. Prowadził własne wydawnictwo. Po powstaniu Instytutu Pamięci Narodowej został w 2000 r. wiceprezesem tej instytucji. Sześć lat później startował w konkursie na stanowisko prezesa, ale przegrał jednym głosem z Januszem Kurtyką. W tym samym roku został jednak kierownikiem Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Pracy tej poświęcił się bez reszty. Był niesłychanie ceniony przez całe środowisko kombatanckie. Jako człowiek bezkompromisowy brał udział w różnego rodzaju uroczystościach, które były "niepoprawne politycznie". Dla przykładu, w 2008 r. jako jeden z nielicznych urzędników uczestniczył w uroczystościach na Skwerze Wołyńskim w Warszawie ku czci Polaków pomordowanych przez UPA w latach 1939-1947. W tym czasie żona Joanna, pomimo swoich obowiązków rodzinnych, zaangażowała się w działalność Związku Dużych Rodzin "Trzy Plus", zostając jego prezesem.
Wraz ze związkiem tym występowała przeciwko polityce rządu, krytykując wiele antyrodzinnych ustaw sejmowych. W tej sprawie współpracuje do dziś z episkopatem Polski.
W moim gabinecie obok podobizn zmarłych przyjaciół wisi zdjęcie, które wykonano w czasie owej uroczystości na Skwerze Wołyńskim. Po lewej stronie stoi obok mnie Janusz Kurtyka, a po prawej Janusz Krupski. Obok wisi też zdjęcie z tych samych uroczystości z Januszem Kochanowskim. Oni wszyscy razem polecieli tym samolotem do nieba, aby pełnić tam wieczną służbę.
Msza św. za duszę śp. Janusza Krupskiego odprawiona zostanie 8 bm. o godz. 18 w kościele Matki Bożej przy ul. Piaskowej w Grodzisku Mazowieckim. Po nabożeństwie odbędzie się uroczysty koncert.
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
|