W noc wigilijną ponurego roku 1981 opuścił seminarium duchowne, aby zamieszkać w starym baraku z kilkoma bezdomnymi mężczyznami
Jerzy Marszałkowicz. Postać niezwykła. Urodził się osiemdziesiąt lat temu w Zgłobicach pod Tarnowem, w zamożnej rodzinie ziemiańskiej, pieczętującej się herbem Zadora. Jego ojciec, Adam, był legionistą, który za swoje męstwo w boju otrzymał od Józefa Piłsudskiego stopień podporucznika i Krzyż Walecznych. W okresie międzywojennym służył Polsce w inny sposób, pełniąc m.in. urząd zarządcy komisarycznego miasta Tarnowa. W czasie II wojny światowej walczył w szeregach Armii Krajowej. Ze względu na pochodzenie ojca, jak i jego działalność, młody Jerzy musiał wraz z licznym rodzeństwem opuścić Małopolskę i przenieść się na stałe do Wrocławia. Idąc za głosem powołania kapłańskiego, wstąpił do diecezjalnego seminarium duchownego. Choć je ukończył, to jednak nie przyjął święceń kapłańskich z powodu złego stanu zdrowia. Pozostał jednak w seminaryjnych murach, pełniąc funkcję bibliotekarza, a następnie furtiana. Cały czas nosił też sutannę, więc wszyscy zawracali się do niego grzecznościowo per "ksiąd".
Jako furtian po raz pierwszy zetknął się z bezdomnymi, którzy przychodzili do niego po prośbie. Przez wiele lat z własnej woli opiekował się nimi, zbierając dla nich żywność, odzież i lekarstwa. Traktowano go jako dziwaka, ale on w tym działaniu odkrywał swoje nowe powołanie. Jego marzeniem było stworzenie zakładu opiekuńczego dla osób potrzebujących pomocy na wzór przytulisk i schronisk prowadzonych w czasie zaborów przez Adama Chmielowskiego, czyli Brata Alberta. W PRL bezdomnych oficjalnie nie było, bo w czasach propagandy i sukcesu te sprawy starannie utajniano. Wszelkie starania o utworzenie schroniska rozbijały się o mur bezdusznej biurokracji. Dopiero w dobie Solidarności w środowisku wrocławskim narodziła się idea utworzenia organizacji pozarządowej opiekującej się bezdomnymi. Utarczki z urzędami trwały kilka miesięcy. W końcu pod koniec listopada 1981 r. zarejestrowane zostało w sądzie Towarzystwo Pomocy im. Adama Chmielowskiego, pierwsze tego typu w Polsce. Otwarło to drogę do przejęcia
prymitywnego baraku przy ul. Lotniczej we Wrocławiu i do zaadaptowania go na noclegownię. W trakcie prac przygotowawczych wybuchł stan wojenny. Nie zraziło to jednak Jerzego, który w noc wigilijną, gdy na ulicach stały patrole wojskowe i opancerzone samochody, opuścił za zgodą władz seminarium duchowne, aby zamieszkać w obym baraku z kilkoma bezdomnymi mężczyznami. Początkowo było to na próbę, ale taki stan rzeczy trwa już równo 30 lat. Duchowny przeprowadzał się w ciągu tych lat do kilku kolejnych schronisk, w tym do Bielic na Opolszczyźnie, ale zawsze mieszkał razem z bezdomnymi. Był dla nich jak brat. Oni jednak mówili do niego "tata" nie z powodu różnicy wieku, ale ze względu na jego autentyczną, ojcowską troskę.
Jerzego poznałem w latach 70., gdy był jeszcze furtianem. Przez dwa lata, odbywając służbę wojskową w specjalnej jednostce dla kleryków w Brzegu, dojeżdżałem czasami w ramach przepustek do wrocławskiego seminarium. Od razu zauważyłem na furcie dziwne postacie. Widok duchownego w sutannie, który troszczy się nimi bardziej niż klerykami był raczej niezwykły. To zachęciło niektóre osoby z ruchu "Wiara i Światło", zwanego popularnie wspólnotami "Muminków", do podjęcia wspólnych działań w celu założenia podobnego schroniska dla niepełnosprawnych intelektualnie, którzy z powodu śmierci lub ciężkiej choroby swoich rodziców stali się bezdomnymi. W tym celu powstało nawet krakowskie koło Towarzystwa Pomocy. Dały o sobie znać działania tajnych współpracowników, które SB starała się umieścić nawet w takiej organizacji, a którzy, jak to wynika z akt IPN, prowadzili działalność dezinformacyjną i szkalującą działaczy społecznych. Środowisko krakowskie musiało niestety opuścić struktury Towarzystwa, ale nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszło, bo w 1987 r. narodziła się nowa organizacja pozarządowa, czyli Fundacja im. Brata Alberta, która utworzyła Schronisko dla Niepełnosprawnych w Radwanowicach. Dziś obie organizacje ogromnie się rozwinęły i prowadzą swoje placówki w całej Polsce. A ks. Jerzy? Wciąż jest wśród swoich podopiecznych. Dla wielu osób, niezależnie od ich poglądów politycznych i światopoglądowych, stał się on autentycznym świętym. Takim, który z butami wejdzie do nieba. Poza tym, jest autentycznym świadkiem Bożej Dzieciny, która narodziła się Stajence Betlejemskiej, aby biednym i ubogim przynieść Dobrą Nowinę.
Na koniec pragnę przypomnieć, że w uroczystość Trzech Króli chrześcijanie obrządków wschodnich będą obchodzić swoje święta. W ten dzień prawosławni i grekokatolicy posługujący się kalendarzem juliańskim zasiądą do wieczerzy wigilijnej. Z kolei Ormianie świętować będą Objawienie Pańskie, łączące w sobie Boże Narodzenie, Pokłon Królewski i Chrzest w Jordanie. Zapraszam na liturgie ormiańskie połączone z "chrztem wody" i wyborem czterech "ojców chrzestnych". 6 stycznia o g. 11 w kościele św. Trójcy przy ul. Mikołowskiej w Gliwicach i tego samego dnia o g. 18 w kościele Miłosierdzia Bożego przy ul. Smoleńsk w Krakowie. 8 stycznia o g. 14.30 w kościele św. Piotra i Pawła w Oławie i 15 stycznia o g. 14 w kościele Dominikanów we Wrocławiu. Dobra Nowina objawiła się nam i Wam! Błogosławionych Świąt Narodzenia Pana!
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków
Layout i wykonanie: Wójcik A.E.