• Strona główna
  • Kluby
  • Wydarzenia
  • Multimedia
  • Archiwum
  • Forum dyskusyjne
  • Kontakt
  • Terminy spotkań
  • Tragedia smoleńska-miesięcznice
  • Karta Klubów "GP"
  • Zjazdy
  • GALERIA
  • Fundacja Klubów "Gazety Polskiej"

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ---- ARCHIWUM STAREJ STRONY - ZAPRASZAMY NA NOWĄ STRONĘ KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ:                                                                 www.klubygazetypolskiej.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ze wzgórza pod Krakowem

Modlitwa i nadzieja

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Na naszych oczach otwiera się nowy, miejmy nadzieję bardzo pozytywny rozdział w historii Kościoła katolickiego

Gdy 6 sierpnia 1978 r. odszedł papież Paweł VI, przebywałem na wakacjach na Orawie. Tamtejsi księża przyjęli to bez specjalnych emocji, bo zmarłego nikt z nich nigdy nie widział na własne oczy. W tamtych czasach wyjazdy do Watykanu dla zwykłego księdza z Polski praktycznie nie były możliwe. Poza tym, przypominano francuskie powiedzenie: "Umarł król, niech żyje król". Dlatego też nie ekscytowano się konklawe, bo to, że kardynałowie wybiorą kolejnego Włocha, było pewne jak dwa plus dwa jest cztery. I tak też się stało. Jedyne co dziwiło, to przyjęcie przez Jana Pawła I dwóch imion zamiast jednego.

Gdy wróciłem do krakowskiego seminarium duchownego, aby uczestniczyć w rekolekcjach przed rozpoczęciem roku akademickiego, o nowym papieżu też nie mówiono, bo jego także nikt nie znał. Jedynie ówczesny rektor, ks. Franciszek Macharski, powołując się na rozmowę z kard. Karolem Wojtyłą, mówił, że to dobry, uśmiechnięty człowiek.

Przyszedł jednak dzień 28 września 1978 r., kiedy to zaledwie po 33 dniach pontyfikatu zmarł biskup Rzymu. Dla profesorów i studentów teologii był to ogromny szok. Pamiętam, że nasz ojciec duchowny, ks. Stanisław Nowak (dziś emerytowany arcybiskup częstochowski), próbując to tłumaczyć, twierdził, że widocznie przez to bolesne doświadczenie Pan Bóg chce otworzyć nowy, jeszcze bardziej pozytywny rozdział w dziejach. Mało kto rozumiał sens tych słów aż do wieczornego nabożeństwa różańcowego, odprawianego w kaplicy seminaryjnej 16 października, kiedy to ten sam ojciec duchowny wyszedł przed ołtarz i powiedział: "Nowym papieżem został kardynał Karol Wojtyła". Po tych słowach nastąpił gwałtowny wybuch radości. Klerycy wybiegli na ulicę i idąc w spontanicznym pochodzie na Rynek Główny, skandowali: "Nasz kardynał jest papieżem!". Każdy, kto był wówczas w owej kaplicy, tego wydarzenia z pewnością nie zapomni do końca życia.

Przypominam to wszystko w kontekście wciąż szokującej decyzji papieża Benedykta XVI o złożeniu rezygnacji. Z jednej strony smutek i niedowierzanie, ale z drugiej strony nadzieja, że znów spełnią się słowa wypowiedziane przed laty i rzeczywiście otworzy się nowa, jeszcze wspanialsza, karta dziejów. Czekają na to nie tylko katolicy. Wie o tym z pewnością sam Benedykt XVI, bo swoimi decyzjami, podjętymi w ostatnich dniach pontyfikatu, otwarł drogę do szybkiego zwołania konklawe. Być może nastąpi to już w pierwszej połowie marca. Choć Kościół to instytucja wiekowa, nieskora z natury do pośpiechu, to jednak nadzwyczajna sytuacja powinna zmusić ją do energicznego działania. I to właśnie widzimy.

Papież podjął też decyzję o wprowadzeniu kary ekskomuniki na każdego, kto złamałby tajemnicę konklawe. Taka drakońska kara jest konieczna, bo media zrobią wszystko, aby wydobyć poufne informacje. Inna sprawa, że przy dzisiejszej technice można podsłuchiwać także za pomocą elektroniki. Poza tym wywiady, zwłaszcza KGB, CIA i Mossad, z pewnością mają w środowisku watykańskim swoich agentów.

Równocześnie papież przyjął przedterminową (bo złożoną miesiąc wcześniej) rezygnację kard. Keitha O’Briena ze Szkocji, oskarżonego o "niewłaściwe zachowanie" wobec podległych mu księży. Ten z kolei zdecydował, że nie pojedzie na konklawe, co też jest sytuacją bez precedensu. Do tej pory bowiem absencję kardynała-elektora usprawiedliwiała tylko choroba. Na konklawe może nie przyjechać także inny purpurat, kard. Roger Mahony, emerytowany ordynariusz archidiecezji w Los Angeles, któremu w styczniu br. jego następca zabronił publicznych wypowiedzi.

Papież zadecydował także, że wyniki komisji śledczej, złożonej z trzech emerytowanych kardynałów, a powołanej do wyjaśnienia kradzieży poufnych dokumentów i innych nieprawidłowości w kurii rzymskiej, może poznać tylko jego następca. Z pewnością uspokoi to trochę atmosferę przed konklawe, ale nie zazdroszczę nowemu papieżowi lektury tego dokumentu.

Teraz kardynałowie elektorzy, nie patrząc na hałaśliwe media i naciski różnych środowisk, powinni się skupić tylko na jednym: aby w duchu modlitwy otworzyć się na działania Ducha Świętego, który pomoże im wskazać kolejnego następcę św. Piotra. Dołączmy się i my do tej modlitwy.

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski


1 1 1 1 1 1 1 1 1 1

Biuro Klubów "Gazety Polskiej"



505 038 217, (12) 422 03 08;
e-mail klubygp@gazetapolska.pl
ul. Jagiellońska 11/7 31-011 Kraków

Layout i wykonanie: Wójcik A.E.